wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział Ósmy

  Szłam żwirem, wiedząc, że ktoś mnie obserwuje. Mimo to wytrwale parłam do przodu. Co chwila słyszałam "przypadkowe" łamanie gałązek czy chrzęst kamieni. W końcu nie wytrzymałam.
-Pokaż się.-powiedziałam głośno odwracając się powoli.-Wiem że tam jesteś.
  Gałązki zaszeleściły, a po chwili stałam twarz w twarz z jeleniem. (A może twarz w pyszczek?) Miał błyszczącą srebrzysto-białą sierść. Z wielgachnego poroża zwisały perły nanizane na jedwabną nić.
  Wypuściłam powietrze, nie wiedząc nawet że je wstrzymywałam.
-Hej, malutki.-wyszeptałam cicho i podeszłam bliżej. Jeleń stał przede mną i wpatrywał mi się prosto w oczy. Bez śladu strachu czy lęku.-Co tutaj robisz?-spytałam. Właśnie wracałam z gruzowiska, które kiedyś było moim domem, leśną, mało uczęszczaną ścieżką. Pacnął mnie w dłoń mordką.-Ej!-zaśmiałam się cicho.-Więc?
  Popatrzył się na mnie tymi swoimi dużymi, srebrnymi oczami i zatrząsł głową. Perełki chwile brzęczały, odbijając się od siebie. Polizał mnie po twarzy.
-Fuj!-krzyknęłam z uśmiechem. Zawsze kochałam zwierzęta, ale nigdy nie widziałam z tak bliska prawdziwego, dzikiego stworzenia. Znowu potrząsł głową i podreptał kilka kroków w tył.-Mam iść za tobą?-zmarszczyłam brwi. Jeleń wydał z siebie cichy odgłos.-Czyli chyba tak.-westchnęłam i stanęłam u jego boku.-Prowadź...-Chyba muszę go nazwać, pomyślałam. Spojrzał na mnie ponownie.-Już wiem! Agapit. Nazwę cię Agapit, ok?-wydało mi się że wzrusza ramionami. Ale przecież jelenie nie mają ramion, myślałam idąc z nim wgłąb lasu. Szliśmy powoli i spokojnie. Agapit nie popędzał mnie tylko od czasu do czasu gapił się na mnie bezczelnie.-Nie będę szła szybciej. Mam baleriny.-wskazałam na swoje buty, a on jakby skinął głową. Szłam przy jego boku dłuższą chwilę, ale w końcu wyszliśmy na jasną polanę.-Wow.-szepnęłam cicho.
  Polana wyglądała jakby wyjęta z jakiejś magicznej książki. Wszystko mieniło się lekko w słońcu południa. Trawa i liście były niesamowicie zielone. Kwiatki kwitły wśród źdźbeł. A przede mną była całkiem duża sadzawka do której spływał wodospad. Woda była tak przejrzysta, że widziałam kamienie na dnie oraz rybki pływające sobie w kółko. I była tak pięknie niebieska. Podeszłam bliżej i zanurzyłam dłoń. Woda była miło chłodna. Odwróciłam się do mojego leśnego przyjaciela.
-Co, Agapit?-podeszłam i podrapałam go za uchem. Przymrużył oczy.-Chciałeś mnie tu przyprowadzić?-nagle zwierzę potrząsnęło głową i odsunęło się trochę.-Przestraszyłam cię? Dobra.-odsunęłam się do tyłu i odwróciłam. Stałam prawie na brzegu jeziorka.-Pozwolisz?-zwróciłam się do Agapita. Przekrzywił lekko głowę, ale nie odpowiedział. Zdjęłam balerinki i dotknęłam drobnych kamyczków stopami. Były chłodne i gładkie. Przyjemnie się na nich stało. Zsunęłam shorty i odrzuciłam na skałę blisko. To samo zrobiłam z bluzką. Z gracja wsunęłam się pod wodę. Chłód otoczył mnie zewsząd, ale po chwili głowę miałam nad wodą. Przetarłam oczy, akurat dotykałam dna, więc nie musiałam machać rękami. Byłam w jeziorku. Pośrodku lasu. W samej bieliźnie. Z jeleniem. Roześmiałam się głośno na tę myśl.
-Co cię bawi?-usłyszałam delikatny, niski głos. Krzyknęłam i próbowałam zasłonić się wodą, ale w końcu skrzyżowałam ręce na piersi. Pewnie byłam czerwona jak burak. Spojrzałam na brzeg.
  Przy skałach kucał chłopak w białej tunice i rybaczkach. Miał bladą skórę usianą pieprzykami i piegami. Na twarz spadały mu białe, skrzące się włosy zasłaniając wielkie oczy koloru czystego srebra. Ale nie to było najdziwniejsze. Na głowie wyrastały mu jelenie rogi obwieszone perłami.
-Ja...co?-pisnęłam.
-Oh. Przepraszam.-jego policzki zrobiły się intensywnie czerwone.-Nie chciałem cie przestraszyć.-przechylił głowę w prawo i przyglądał mi się dość długo.
-Kim ty jesteś?-zapytałam. "Czekaj. Rogi. Perły. Kolory."-Agapit?-skinął głową.-Ale...
-Jestem lunaminanoise.-skłonił się lekko.
-Ok.-nie zrozumiałam co powiedział.-Jak masz na imię?
-Agapit.-uśmiechnął się lekko.
-Jak masz na prawdę na imię?
-Mam na imię Agapit. Podsunąłem ci myśl.-zauważyłam że kiedy się uśmiecha pojawiają mu się dołeczki w policzkach.
-No dobrze, Agapit.-powiedziałam ostrożnie.-Czy mógłbyś się odwrócić a ja się ubiorę?-wskazałam ciuchy leżące na skale. Mogłabym przysiąc, że jeszcze mocniej się zarumienił.
-Jasne.-powiedział ze ściśniętym gardłem po czym się odwrócił. Wyszłam szybko na brzeg i narzuciłam na siebie ubrania. Mokry stanik przemoczył mi bluzkę. Zasłoniłam się ramionami i dałam chłopakowi sygnał że może się odwrócić. Wpatrywał się w moją twarz z wyrazem całkowitego uwielbienia na twarzy.
-O co ci chodzi?-spytałam podejrzliwie.
-Zobaczyłem cię i postanowiłem się przywitać.-brzmiało to bardziej jak pytanie ale byłam w stanie zaakceptować tę odpowiedź.
-Aha. Więc cześć. Jestem Liwia.-chciałam wyciągnąć rękę, ale wolałam się nie odsłaniać. W sumie to nie wiem czego się tak bałam. Chłopak zauważył moje wahanie i ściągnął tunikę przez głowę. Po chwili stałam w za dużej bluzce. A on w samych spodniach.-Um. Dzięki.
-Nie ma za co.-posłał mi uśmiech. Spojrzałam na niego. Wyglądał nieźle bez koszulki. Był umięśniony a za razem wyglądał na kruchego. Staliśmy chwile w milczeniu.
-Ja..muszę już iść.-wybąkałam i odwróciłam się by odejść. Złapał mnie za nadgarstek. Szybko wyrwałam rękę z uścisku i posłałam mu zabójcze spojrzenie. "Od kiedy ja tak reaguje?" zadałam sobie samej pytanie. Nie dostałam odpowiedzi.-Tak?
-Gdzie idziesz?-posłał mi błagające spojrzenie.
-Do domku. Przebrać się. Potem zameldować w klinice. I chyba na obiad.-wzruszyłam ramionami.-Jak ty się tu dostałeś?
-Chodzi ci o to śmieszne świecące coś przy tym drzewie?-wskazał za siebie, pokazując zarys sosny Thalii. Skinęłam głową.-Najwyraźniej nie wykrywa zwierząt.-wzruszył ramionami bez ani odrobiny skruchy.
-Ok. Czyli jesteś jakimś duchem natury?
-Nie. Jestem lunaminanoise.-oczy mu zabłyszczały kiedy wymawiał tę nazwę. Trochę jak gwiazdy.
-Chcesz iść ze mną?-pokazałam ścieżkę.
-Jasne!-odparł ochoczo i ruszyliśmy.
-Hmm...-przyglądałam się jego rogom.
-Co?-popatrzył na mnie z góry. Był wyższy. Kiedy spojrzałam prosto widziałam tylko jego pierś.
-Możesz coś zrobić z tymi rogami?-wskazałam do góry. Perły zabrzęczały kiedy odchylił głowę do tyłu żeby spojrzeć. Parsknęłam śmiechem. Posłał mi następny uśmiech, kiedy rogi rozwiał wiatr, jakby były z białego pyłku. Naszyjniki upadły na jego proste włosy wydając ciche dźwięki. Wyglądał jakby miał diadem. Dziwne, ale on prezentował się w tym świetnie.
  I tak ruszyłam w drogę, razem z moim leśnym przyjacielem.

6 komentarzy:

  1. Wow! Dostała bym zawału gdyby jakieś zwierze zmieniło się w jakiegoś kolesia !! Piękny rozdział !!! Taakie teraz małe pytanko... Gdzieś tam, daleko w komentach starych napisałaś "To nie mama" czy co tam *le cytuje z pamięci* Twoją matką jest Hekate ??? Jeśli tak to ma się znamy na FB ????
    Pozdro /Cherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liwia to supi dziewczyna. XD I tak moja mama to Hekate. Jestem na grupie więc może rzeczywiście. ^^ Pozdrawiam

      Usuń
    2. "Przypadkiem znalazłam siostrę" jejku, jak to głupio brzmi... Hmm... Więc jesteś na grupie... Przyznam się, że na FB " Cherry" to moje nazwisko, mam dwa imiona (D. N. C.) No i dodaje posty o zabawach w "Atoco? Obóz Półkrwi." Kojarzysz mnie?

      Usuń
    3. O jeju! Oczywiście że tak! ^^ To nazwisko coś mi mówiło xD

      Usuń
    4. Jaka ja znana ^^ (Autografy dopiero po 15.00 xD --- Jestem głupia xDDDDDDD )

      Kolejne pytanie ...
      Mam Cię w znajomych ???

      Usuń
    5. Tak XD Tak teraz patrzę że cię mam. ^^

      Usuń