sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział Czwarty

  Podwodna grota stała się praktycznie moim domem. Spędzałam tam dnie i noce. Na powierzchnie wychodziłam tylko po jedzenie. No i trochę ją przebudowałam.
  Jakoś wtaszczyłam tam meble więc było nieco...przytulniej? Tak, chyba tak. Polubiłam to miejsce. Lubiłam to, że nikt mi tu nie zaglądał. A ja mogłam konstruować w spokoju. Kiedy ręce męczyły się ciężką pracą przy budowie i obróbce różnych przedmiotów, szkicowałam następny projekt. Tym razem nie wyrzucałam żadnego z nich, przechowywałam je bezpiecznie w skrzyni obok kanapy.
  Właśnie miałam wychodzić, kiedy przez przypadek zerknęłam w lustro. Wyglądałam tak jak zwykle, tylko, że brudniej i miałam żółta koszulkę i shorty. Twarz, włosy i ubrania pokrywał smar. Ale nawet umazana wyglądałam bosko. Faceci reagowali tak jak zwykle, tylko, że jeszcze bardziej. Wreszcie, kiedy zobaczyłam siebie w lustrze zdałam sobie sprawę dlaczego. Czułam się silniejsza niż kiedykolwiek i na taka wyglądałam. Zdecydowane twarde spojrzenie, związane włosy i bandana, żeby nie wpadały mi do oczu, kiedy spawałam elementy. Tak, emanowała ode mnie siła. Wyszłam na powierzchnie.
  W pasie, którego teraz praktycznie nie ściągałam trzymałam notatnik i kilka ołówków, na wszelki wypadek, gdybym znowu coś wynalazła. Skierowałam się w stronę jadalni. Usiadłam przy stoliku Hermesa, a Ash wlepiał we mnie swoje spojrzenie. Śmiałam się luźno z różnych żartów i normalnie rozmawiałam. Złożyliśmy ofiarę, a kiedy skończyłam posiłek skierowałam się z powrotem do jaskini. Nikt tak na prawdę nie wiedział co robiłam każdego dnia w lesie. W mojej głowie zaświeciła się żarówka. Natychmiastowo wyciągnęłam notatnik i naszkicowałam swego rodzaju broń. Oczywiście jak każde moje dzieło była pięknie ozdabiana i rzeźbiona. Była przepiękna. Złożyłam kartkę ostrożnie i włożyłam do kieszeni.
-Co ty tutaj właściwie robisz?-za mną, o pień drzewa, stał oparty Ash.
-Spaceruję, myślę. Wiesz..to nie boli.-założyłam ręce na piersi.
-Spacerujesz całymi dniami, a nocą nie wracasz do domu?-spytał kpiącym tonem. Nie miałam zamiaru tego tolerować. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Właściwie nie wiedziałam dokąd idę ale nie dałam tego po sobie poznać. Poruszałam się szybko i pewnie. Oczywiście musiał mnie dogonić.-Wiesz...-jego głos złagodniał.-..nie zdążyliśmy pogadać o..wiesz...jeśli potrzebujesz pomocy...-prychnęłam.
-Powiedziałam to, co chcieli słyszeć.-powiedziałam cicho.-Ale to nic nie dało. Nadal przyczepiają się mnie jak rzepy koszulki.
-Naprawdę?-spytał podejrzliwie.
-Jestem za śliczna, żeby zginąć w taki głupi sposób...-zaśmiał się.-...ale gdybym zginęła na przykład, w walce? To by było coś!
-Ale...dobrze się czujesz?-powiedział niepewnie.
-Ja...-zaczęłam.-Czuję się silna. Nie wiem czy to ma sens, ale tak jest.
-Zauważyłem.-mruknął.-Więc gdzie się wybierasz?
-Tam gdzie chcę.
-Czyli?
-Gdzieś gdzie jestem sama...-podsunęłam mu.
-Wiesz, że nie odpuszczę.-uśmiechnął się uśmiechem którym kiedyś topił moje serce. Teraz nie zrobił na mnie wrażenia. Westchnęłam ciężko i zawróciłam na polanę. Wyłoniła się czarna winda.
-Witaj w krainie czarów Alicjo.-skłoniła się nisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz