środa, 10 grudnia 2014

Rozdział Pierwszy

  Chwilę potem siedziałam na pace ciężarówki z wesołą truskawką na boku. Wiatr szarpał mi moje rzetelnie układane włosy. Nie za bardzo się tym przejęłam. Lubiłam ładnie wyglądać. Ale nie byłam też jedną z tych pustych lasek czyhających w korytarzach na przystojniaków. To znaczy wewnątrz. Wszyscy widzieli we mnie właśnie taką słodką wesolutką nastkę, która chętnie przespałaby się z każdym napotkanym chłopakiem. I nie dziwiłam im się zbytnio. Nie poprawiał tego wcale mój ubiór. Miałam czarne szpilki na wysokich obcasach i różową sukienkę bez pleców. No i oczywiście idealny makijaż i dodatki.
  Przez ten wiatr nieźle zmarzłam. Westchnęłam cicho i potarłam ramiona. Siedziałam sobie cicho w kącie na ławce, nie przeszkadzając nikomu, ale oczywiście jakiś musiał się przyczepić.
-Hej.-obok mnie usiadł umięśniony blondyn. Był opalony co wyglądało prawie komicznie z tymi białymi jak perły zębami. Narzucił mi na ramiona pomarańczową bluzę. Przyjęłam ją z wdzięcznością. Skinęłam mu głową i zaciągnęłam ją mocniej.-Nie zamierzasz się odezwać?
-Nie zamierzałam.-powiedziałam obojętnie wpatrując się w horyzont.
-To fajnie, że się zdecydowałaś.-oślepił mnie swoim uśmiechem. Nie, naprawdę. Przez chwilę wszystko było białe.
-Taa.-wzdrygnęłam się i cofnęłam trochę do tyłu.
-Jestem Jake, syn Apolla.-ścisnęłam jego ciepłą dłoń. Nie zdziwiło mnie to, co powiedział, że jest dzieckiem greckiego boga. W duchu czułam że to prawda.
-Liwia Thompson.-włożyłam ręce do rękawów bluzy. Pachniała latem.
-Wydaje mi się że jesteś od Afrodyty.-uniósł jedną brew. Parsknęłam śmiechem.
-Nawet nie wiesz, ile razy w życiu to słyszałam.-po chwili oboje krztusiliśmy się śmiechem.
  Kiedy się uspokoiliśmy powiedział:
-Czyli co? Nie dziwi cie to że bogowie istnieją?-widać było że hamuje się od chichotu.
-Nie za bardzo. W głębi duszy czuję, że to prawda.-mówiłam to co myślałam. To zaleta. Znowu ten melodyjny głos. Potrząsnęłam głową oczyszczając myśli.-Opowiesz mi coś więcej?-spytałam się cicho. Widać było, że cieszyła go ta perspektywa.
                                                                                  ***
  Jake pomógł mi zejść z paki ciężarówki. Po chwili spacerowaliśmy środkiem obozu w stronę Wielkiego Domu. Nadal miałam na ramionach bluzę chłopaka, przez co kilka dziewczyn rzucało mi zazdrosne spojrzenia. Dzielnie je znosiłam i dalej rozmawiałam z blondynem.
-Czyli mówisz, że obozem kieruje centaur?-przykryłam ręką buzię, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Znowu.
-Tak. To prawda.-zrobił minę w stylu "Głosuj na Jake'a. On mówi samą prawdę." Nie wytrzymałam. Z moich ust wydobył się melodyjny i perlisty śmiech niosąc się między ludźmi. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Chyba się zarumieniłam. Przyspieszyłam kroku. Po chwili Jake dogonił mnie z głupim uśmiechem na twarzy.-Afrodyta.-puścił mi oczko. Chyba nadal byłam czerwona bo chichotał jeszcze przez chwilę. -Na pewno jest ci wygodnie w tych butach?-wskazał na moje ulubione szpilki.
-Oczywiście że tak!-zrobiłam oburzoną minę.-Nie obrażaj moich ulubionych obcasów! Jestem numerem jeden jeśli chodzi o chodzenie w szpilkach.-prychnęłam i obróciłam się na pięcie, żeby odbiec. Poczułam mocne ramiona na mojej tali, a chwile potem Jake przerzucił mnie przez ramię i tak zanoszącą się ze śmiechu doniósł do Wielkiego Domu.
  Otworzył drzwi, nadal trzymając mnie sobie na ramieniu. Biłam go lekko pięściami w plecy. No i ciągle chichotałam jak głupia.
-Nienawidzę cię!-pisnęłam kiedy zaczął mnie gilgotać. Usłyszałam chrząknięcie. Chłopak odłożył mnie na ziemię. Walnęłam go jeszcze w ramię po czym odwróciłam się do Chejrona.
-No cześć.-pokazałam "Peace" i uśmiechnęłam się lekko.
-Witaj...-wyciągnął do mnie dłoń.
-Liwia Thompson.-uścisnęłam mu rękę. Coś dużo dzisiaj tych przywitań.
-Liwia?-ktoś zachłysnął się powietrzem gdzieś z boku. Odwróciłam tam powoli wzrok. W kącie stał mój były chłopak-Ash.
-Przepraszam na chwilkę.-powiedziałam cicho do centaura, po czym szybkim krokiem przemierzyłam pokój i stanęłam przed brunetem. Dostał w policzek tak mocno, że głowa odskoczyła mu w bok. Zostanie mu ślad-pomyślałam z satysfakcją. Bardzo dobrze. Dobrze mu tak. Równie szybko wróciłam na miejsce obok Jake a przed Chejronem.
-Liwia Thompson, Nieuznana.-uśmiechnęłam się wesoło.-Domek Hermesa, tak? Dziękuję.
  Moje szpilki głośno stukały kiedy przekraczałam próg. Zobaczmy co się da zrobić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz